Wracają czy nie wracają?

O masowych powrotach emigrantów opinia publiczna słyszy już co najmniej od dekady. Proces zapoczątkowany wejściem Polski do UE porównywano z „wielką emigracją” po upadku powstania listopadowego w 1831 roku.
.
Z tą różnicą, że Polska wówczas była pod zaborami, a emigracja wiązała się z represjami politycznymi ze strony władz carskich. Obecnie wielu polskich emigrantów nie ma zamiaru podejmować decyzji do powrotu z przyczyn ekonomicznych. Politycy, publicyści oraz socjologowie widzą to inaczej.
.
„Pierwszy to narodziny dzieci i ich dorastanie. – Dzieci rosną i idą do brytyjskich, irlandzkich czy hiszpańskich przedszkoli i szkół, a rodzice zaczynają dostrzegać, że ich dzieci nawiązują coraz silniejsze relacje i więzi ze swoimi, miejscowymi rówieśnikami. I pojawia się pytanie: co będzie za 5-10 lat? Czy te dzieci w ogóle będą chciały wrócić do Polski? Czy coś będzie je z Polską łączyć? Część rodziców mówiła mi wprost, że pozostanie na dłużej oznaczałoby prawdopodobnie pozostanie na zawsze” – opisywał socjolog dr Mariusz Dzięglewski z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie w Radiu TOK FM. Oczywiście jest prawdą opisywany przez Dzięglewskiego powód powrotów Polaków do kraju. Nikt jednak nie może powiedzieć jak liczna jest to grupa. Więcej Polaków emigruje niż zamierza pozostać w kraju. Nie zatrzymuje ich spadające bezrobocie oraz socjalne programy rządu PiS. Przed rokiem 2015 neoliberalne media do spółki z rządem PO zaklinając rzeczywistość, informowały o fali powrotów do kraju.
.
„Najsilniej wzrosty te widoczne są w przypadku Niderlandów i Niemiec. Migracja zarobkowa do tych krajów rozpoczęła się później niż do Wielkiej Brytanii i Irlandii, dlatego proces osiedlania w tych krajach nadal jest silnie widoczny. W przypadku Wielkiej Brytanii i Irlandii osiągnął on już bardziej stabilny poziom. Większość z osób, które nie planuje zostać na stałe w danym kraju, albo chce wrócić do Polski (48 proc. odpowiedzi) albo nie podjęło jeszcze decyzji odnośnie kierunku wyjazdu (39 proc.). Jedynie mały procent (13 proc.) deklaruje, że po wyjeździe z danego kraju, poszuka pracy poza Polską w innym zagranicznym kraju” – można przeczytać w raporcie NBP z 2018 roku.
.
Skąd bierze się optymizm rządzących, co do masowych powrotów z kraju skoro dane temu przeczą? W propagandzie PiS powroty Polaków prezentuje się w kategoriach sukcesu programów socjalnych jako ich przyczynę. Rzeczywistość jednak skrzeczy. Ponieważ program 500+ nie zwiększył dzietności w kraju przez ostatnie trzy lata, to nie jest też powodem zachęcającym do powrotów. Trudno sobie wyobrazić rezygnujących z wyższego poziomu życia ludzi wracających do tego, co było przed emigracją na zachód. Są nieliczne przypadki powrotów. Ktoś zarobił tyle, że może w Polsce normalnie żyć lub najczęściej nie udało się mu znaleźć pracy z braku znajomości języka. Są to na ogół ofiary wyzysku zagranicą i nieuczciwych pracodawców oraz pośredników. Nikt już nie jedzie w ciemno. Tak było na początku polskiego członkostwa w UE. Teraz to się zmieniło, jest większa świadomość. Jeśli już ktoś podejmuje decyzje o wyjeździe, to ma już kogoś tam ta miejscu, rodzinę, przyjaciół czy znajomych. Przez piętnaście lat wiele się zmieniło. Polaków w Wielkiej Brytanii nie wystraszył nawet brexit. Warto się zastanowić nie nad tym czy wrócą lub nie? Nad tym, co już jest i co będzie niebawem. Emigracja zmieniła krajobraz wielu regionów. Samotność starszych ludzi na prowincji stała się tak powszechna, że media już o tym nie piszą. Skupiają się na bieżących sprawach politycznych dziejących się w większych miastach. Jaki jest tego skutek widać w szpitalach likwidowanych po cichu z powodu ubywającego personelu. Transformacja rozpoczęta w 1989 roku zbiera swoje żniwo. Emigranci żyją już nie tym, co się dzieje nad Wisłą. Nie zrywają relacji z bliskimi w kraju, ale wracać nie chcą. Polska ludnościowo ulega depopulacji. Nie widzą tego zwolennicy neoliberalizmu, nie chce przyjąć do wiadomość elektorat PiS-u. Niepewna przyszłość Unii Europejskiej stanie się zapewne powodem do powrotów. Na razie jednak mamy do czynienia cały czas z trendem emigracyjnym. Niezależnie od tego ile jeszcze Polaków wyjedzie za Odrę i Nysę w poszukiwaniu lepszego życia, my wszyscy będziemy musieli mierzyć się ze skutkami braku ludzi zatrudnionych w sektoże usług publicznych.
.
Robert