Prezydent imperialnego mocarstwa, które dokonywało nie gorszych zbrodni, niż rosja, przybył nad Wisłę.
Libki i prawaki w euforii, bo oto przybył wielki Pan, który poklepie po plecach naszych rządzących i rzuci parę haseł o „wolności i demokracji”.
Zarówno POPiS, jak i inne partie, mimo sloganów na ustach o „antyimperializmie”, mają wciąż poddańczą mentalność.
Gdy kilka miesięcy temu zmarła brytyjska królowa, strona prawa i „lewa” roniły łzy i rozpływały się nad majestatem „jej królewskiej mości”. Na te kilka dni niemal wszystkie partie zmieniły się w „Konfederację Korony Polskiej” Brauna, choć jak na ironię on, zadeklarowany monarchista, wypowiadał się o Elce chłodno, gdyż nie była katoliczką. Nie ominęło też to publicystów. W TVN dziennikarze ubrali się na czarno a pozostałe telewizje nie szczędziły słodzących monarchini materiałów.
To samo w przypadku Bidena, nielubianego dwa lata temu przez PiS i ich akolitów, którzy woleli, aby wygrał Trump, ale teraz, płaszczą się przed Joe, jak przed każdym innym prezydentem USA. Nie inaczej u opozycji, która ciepło wspomina Reagana i Bushów, widzi w nich „wojowników o wolność”, mimo że poglądy Republikanów niezbyt się na przestrzeni lat zmieniły, a Trump to efekt braku odwagi Demokratów na szerzej zakrojone zmiany. Mimo, że w Białym Domu zasiada kto inny, niektóre rzeczy, za które ganiono Trumpa, nie zmieniły się. Mur na granicy z Meksykiem ma się dobrze, podobnie ICE, który ochoczo deportuje tysiące Latynosów, jemen cały czas jest bombardoway przez amerykańskie rakiety sprzedane arabii saudyjskiej, a o afganistanie lepiej nie wspominać.
Nawet jeżeli Biden czy UE chcą ograniczenia hegemonii megakorporacji, to nie zrobią tego, nawet jeżeli od tego zależeć będzie przyszłość naszej planety, gdyż w mig lobbyści zagłosują jak trzeba i zrobią zawirowanie na giełdach, by szary obywatel wiedział, kto tu rządzi.
Wiejski
