Dwa lata minęły od wydarzeń z wieczoru 5 grudnia na „Syrenie”. Nie ma już syreniego kolektywu w kamienicy przy Wilczej 30. Koniec funkcjonowania kolektywu w tym miejscu nastąpił w atmosferze rzucania w jego członków petardami, cegłami i butelkami. Obecnie ten budynek zajmują ludzie, których akceptują wyłącznie sąsiedzi z „Przychodni” i kilka kolektywów. To miejsce stało się smutne i bez wyrazu ideowego. Przy okazji 1 sierpnia na frontonie budynku wywiesza się flagę biało-czerwoną ze znakiem Polski Walczącej aby przypomnieć, że kolektyw z Wilczej 30 pamięta o bohaterach walki z faszyzmem. Wszystko po to aby zadowolić mityczną większość do której chcą dotrzeć, ale nie potrafią ich do siebie przekonać wywieszając np. symbol państwowy. Kamienica będąca kiedyś „Syreną” dziś jest emanacją sąsiedniego patologicznego kolektywu „Przychodnia”. Temat przemocy, seksizmu, mizoginizmu, homofobii i transfobii są tam przemilczane od dawna. Problemem osób mieszkających przy ulicy Skorupki 6 jest to, że są przemocowcami i maczotypami. Seksizm? Przemoc wobec kobiet? Homofobia? To tylko w patriarchalnym święcie! Nie, nie u nas!
Kiedy dochodzi do przemocy zamiatają sprawę pod dywan. Ponieważ ujawnienie tego szkodzi ich wizerunkowi. W końcu są „fajną imprezowanią”, gdzie nie ma „zgody” na takie zdarzenia. Nie tylko to ich cechuje. Mieszkańcy „Przychodni” chcą walki (o prawa pracownicze i prawo do mieszkania) rodem z początku XX wieku lub okresu międzywojennego. Walki z panującym systemem przystającą do dzisiejszych realiów swoim rozumem już nie obejmują. Nie umieli się zmierzyć z gwałtem dokonanym ponad pięć lat temu przez jednego z nich. Nie stanęli po stronie ofiary tylko sprawcy bo przecież to nasz ziom i kumpel. Takie myślenie to przyzwolenie na przemoc i karmienie przemocy. To nie jest do przyjęcia! Postawa kolektywu „Syrena” (jednoznaczna i negatywna) wobec wydarzeń na „Przychodni” bardzo bolała mieszkańców Skorupki 6. Mieli pretensje i żale, że osoby z kolektywu „Syrena” nie wyznają ich wizji anarchizmu i śmią wyrazić krytyczną opinię. Kiedy ponad dwa lata temu kolektyw „Syrena” musiał się mierzyć z przemocą ze strony Dimy i jego kumpli u siebie na skłocie, mieszkańcy „Przychodni” chętnie przybyli razem z konserwatywnymi działaczami WSL-u na odsiecz. Najpierw udawali mediatorów a potem przeistoczyli się (5 grudnia) w wyzwolicieli sprawcy. Nie szczędzili czasu na oczernianiu ofiar swojego ataku w mediach społecznościowych.
Powielali dokładnie te same zachowania ze świata z którymi „walczyli” i „walczą”. Jak to robią poza doraźnymi akcjami widać dobrze każdego dnia. Ich interesuje wyłącznie zachowanie stanu posiadania, budynek przy ulicy Skorupki 6. To ich punkt odniesienia i miejsce które ich w patologicznym aktywizmie jednoczy. To aktywizm toksyczny, nie niosący ze sobą żadnych zmian. Nic z działań tego kolektywu nie wynika poza życiem od imprezy do imprezy. Za murami budynku przy ulicy Skorupki 6 kryją się zachowania jak powyżej opisałem. „Przychodnia” będzie istnieć nie wiadomo jak długo, ale jedno jest pewne. Kiedy ktoś z władz miejskich upomni się o to miejsce ja nie stanę w jego obronie. Przejdę nad tym do porządku dziennego, tak jak oni nad tym co zrobili osobami z kolektywu „Syrena” po 5 grudnia. Ten tekst niech stanie się refleksją nad tym miejscem i tam mieszkającymi osobami. Na koniec dwa komentarze osób anarchistycznych o „Przychodni” i nie tylko:
„Problemem nie są tylko typy z przychodni i dima. Problemem jest to, że w całym naszym środowisku (mówię o całej polsce, nie tylko warszawie) w każdym kolektywie są typy które trzymają władze, które raz bardziej lub mniej przejmują kontrolę, przejmują organizację wydarzeń, mają trochę więcej głosu, trochę więcej racji. Każdy taki typ może być kolejnym dimą, kolejną przychodnią. Każda osoba, która to toleruje jest kolejną typiarą z przychodni która broni swojego chłopaka/brata/przyjaciela który jest przemocowcem/gwałcicielem”.
Jedna z członkiń kolektywu „Syrena”
„Już parę lat temu, jeszcze przed ostatnimi zdarzeniami tutaj opisywanymi, byłem świadkiem przemocowego zachowania na tym skłocie. Zapowiedziałem publicznie, że z tego powodu moja noga tam więcej nie postanie i generalnie nie polecam tego miejsca. Jak widać od tego czasu sprawy jeszcze się pogorszyły”.
Xavier Woliński „Wolnelewo”
Robert