Kiedy Tomasz Komenda wyszedł z wrocławskiego więzienia dwa lata temu, jego matkę, panią Teresę Klemańską nie interesowało nic oprócz jak najszybszego zabrania syna do domu. Nie zgodziła się udzielić żadnego wywiadu. Trudno się temu dziwić. Oboje przeszli piekło na ziemi. Tomasz za murami więzienia, żyjąc ze statusem więźnia narażonego nawet na utratę życia ze strony współwięźniów, a pani Teresa z piętnem matki „mordercy”. Postawa pani Teresy była jednoznaczna w tym wypadku, chciała powrotu syna bez udziału wszechobecnych kamer. Tomek mógł ze spokojem spędzić pierwsze dni wolności w gronie rodzinnym. Tymczasem w mediach rozpętała się burza. Osądom publicznym nad osobami odpowiedzialnymi za wrobienia Komendy w sprawę zabójstwa nastolatki z miłoszyc nie było końca. Skompromitowany prokurator, policjanci sadyści, sąd opierający swój wyrok na sfałszowanych dowodach. To nie wypadek wymiaru sprawiedliwości, to smutny obraz polskiej rzeczywistości sprzed dwóch dekad, której mamy teraz, w czasach pandemii, kontynuację. Takich przypadków jak niesłuszne skazanie Tomasza Komendy jest mnóstwo. Nie są nagłośnione, ale mają podobny przebieg i często tragiczny finał. W filmie Symetria z 2003 roku w reżyserii Konrada Niewolskiego dobrze widać jak można, bez mrugnięcia okiem, zostać osadzonym w więzieniu. Główny bohater filmu – 26-letni Łukasz miał pecha, nieszczęśliwy zbieg okoliczności doprowadził go z sali kinowej do aresztu śledczego na białołęce. Zaskoczony i zszokowany zatrzymaniem musiał szybko poddać się regułom obowiązującym na co dzień w więziennej rzeczywistości. Finał jest taki, że bohater faktycznie rzeczywiście popełnia zbrodnię biorąc udział w morderstwie innego więźnia podejrzanego o zgwałcenie dziecka. Wielu, w tym ówczesny minister sprawiedliwości Ryszard Kalisz z SLD, krytykowalo film Niewolskiego jako opowiadający nierealną historię. Tymczasem Tomasz Komenda przeżywał tą „fikcję”, a wiele kolejnych lat upłynęło pani Teresie Klemańskiej na walce o syna.
Rodzina Cyganów mieszkająca w szczucinie koło Tarnowa, kilkaset kilometrów od wrocławia, także latami walczyła o prawdę. Prawdę dla zamordowanej bestialsko Iwony Cygan. 13 sierpnia 1998 r. dziewczyna wyszła za namową koleżanki do miasta, a następnego dnia została znaleziona martwa na brzegu wisły. Przez lata niewiele było wiadomo o tej sprawie. Widziano Iwonę w lokalnej dyskotece z koleżanką i tyle. Dopiero dwa lata temu dowiedzieliśmy się jak przebiegały wydarzenia tego tragicznego sierpniowego wieczora. Od 22 lat w szczucinie dochodzi do przypadków zastraszania, a nawet mordowania niewygodnych świadków. Społeczność małopolskiego miasteczka milczy na ten temat, chociaż teoretycznie nie powinna się już niczego obawiać. Sprawcy są więzieniu, a w rzeszowie toczy się proces. To jednak tylko pozory, ponieważ sprawa nadal jest rozwojowa. W mataczeniu, oszustwach i kierowaniu śledztwa w sprawie Iwony na fałszywe tory brali udział policjanci, prokuratorzy, cała elita władzy od szczucina, przez dąbrowę tarnowską, po tarnów, a nawet dalej. Mieszkańcy szczucina wolą nie zadzierać z rodziną starego i młodego Klapy (oprawcami Iwony). Ci nadal mają pieniądze i wpływy. Chociaż młody Klapa deklaruje przed rzeszowskim sądem, że nie ma żadnego majątku. Kto wie czy ci, którzy zaczną mówić nie znajdą się na dnie wisły? Już raz się tak zdarzyło z niewygodnym świadkiem, którego w porę „uciszono”. Państwo, reprezentowane przez policję, prokuraturę i sąd machnie na to ręką. Rodzina Cyganów nie chce mieć obecnie nic wspólnego z „Miasteczkiem zbrodni” (książkę o takim właśnie tytule wydała badająca sprawę Monika Góra), w którym spędzili niemal całe życie. Pozostali mieszkańcy również woleliby zapomnieć o zabójstwie Iwony. Chcą świętego spokoju jaki im towarzyszył przez tyle lat, aż do początków 2018 roku, czyli do nagłośnienia całej sprawy. Prawdziwy obraz „sukcesu” polskiej demokracji!
Jako żywo sprawa ze szczucina przypomina inną – z podwrocławskich miłoszyc. W noc sylwestrową 1996 roku zamordowano tam piętnastoletnią Małgorzatę Kwiatkowską. Sprawcy najpierw ją zgwałcili, a potem pozostawili na mrozie na podwórku jednego z gospodarstw. Znaleziono ją tam martwą w nowy rok 1997 r. Przyczyną zgonu okazało się być wyziębienie oraz wykrwawienie. To był jej pierwszy samodzielny sylwester, jak się okazało również ostatni. Rodzice nie chcieli wyjazdu Małgorzaty do miłoszyc, odradzali go córce. W końcu ulegli jednak jej prośbom i wyrazili zgodę. Byli pewni, że będzie bezpieczna w towarzystwie koleżanki Iwony. Finał sylwestrowej nocy był tragiczny. W oczach rodziców zamordowanej nastolatki Tomasz Komenda jest nadal winny. Nie wierzą już nikomu. Mają żal do Tomasza, że chce na ofierze ich córki się dorobić. Powodem takich niesprawiedliwych sądów była zgoda chłopaka i jego rodziny na powstanie filmu opartego na jego historii. Państwo Kwiatkowscy muszą mierzyć się z tragedią córki raz jeszcze. Trudno jednak zrozumieć ojca dziewczyny oskarżającego publicznie Komendę za czyn, którego nie popełnił. Premiera filmu „25 lat niewinności” w reżyserii Jana Holoubka stała się powodem, dla którego w rodzinie Kwiatkowskich odżyły emocje. Małgorzata być może żyłaby, gdyby nie środowisko, w którym przyszło jej mieszkać. Miłoszyce to wieś położona koło jelcza-laskowic, do wrocławia też jest niedaleko. W miłoszycach i okolicy wszyscy się znają. W latach 90-ych masowo w polskich wsiach i miasteczkach pojawiają się dyskoteki. Wypełniają często lukę po upadających licznie bibliotekach i domach kultury. Na ogół dyskoteki powstawały za pieniądze synów lokalnych biznesmenów. Tylko, że w tamtym czasie nie dało się żyć wyłącznie ze sprzedaży wejściówek i alkoholu, szczególnie że większości ówczesnej młodzieży, dzielącej biedę z rodzicami, często nie było stać na jego zakup.
Dyskoteki takie jak „Alcatraz” w miłoszycach były być może parawanem dla lewych interesów młodych przedsiębiorców. Na pewno spotykała się tam „złota młodzież”, dzieci lokalnych elit. Rozwojowi biznesu sprzyjały układy z władzą, policją i kościołem stojące w kontrze do interesu społecznego oraz transparentności życia publicznego. Samorządy w latach 90-ych narzekały na chroniczny brak pieniędzy. Brakowało środków na wszystko. Policjanci pracowali w warunkach dalekich od cywilizowanych, a auta jakimi jeździli można było już wtedy umieścić w muzeum motoryzacji. Lokalne parafie liczyły także na bogatych darczyńców. Parafianie w okresie transformacji na ogół zubożeli. W takich okolicznościach wzrasta znaczenie lokalnych biznesmenów odgrywających rolę sponsorów samorządowych instytucji. Byli też często jednymi, którzy zapewniali miejsca pracy w swojej okolicy. Trzymali więc wszystkich w garści. W zamian dostawali ochronę ze strony władz i policji. Układ ten ma się dobrze do dzisiaj. W jaki sposób znaczna część z nich dorobiła się majątku? To kolejny już temat związany z patologią polskiego systemu wolnorynkowego po 1989 roku. Przykładami skrajnie nieuczciwych metod zdobywania majątku i liczącej się pozycji społecznej zajmowali się m.in. twórcy popularnego od przełomu lat 80. i 90. telewizyjnego Magazynu Kryminalnego 997. Co to ma wspólnego ze sprawą zabójstwa nastolatki? Miłoszyce nie były wolne od układów na styku biznesu, kościoła i polityki. W sprawie zamordowanej piętnastolatki spod miłoszyc przewijają się nie tylko osoby Ireneusza M. i Norberta Basiury (obaj już zostali uznani za winnych wyrokiem sądu pierwszej instancji), ale także syna lokalnego biznesmena. Być może jego chronienie było przyczyną utknięcia śledztwa w sprawie zabójstwa Małgorzaty w „martwym punkcie” na trzy lata. By go chronić lokalna policja szybko musiała jak najszybciej znaleźć innego podejrzanego, rzecz jasna poza miłoszycami. Naciski opinii publicznej sprawiły, że wrocławskiej prokuraturze (która przejęła sprawę od prokuratorów z oławy, nie mogących wykryć sprawców) także zależało na szybkim pokazaniu efektów pracy. Równocześnie pojawia się wątęk Doroty P., która zeznając na policji obciąża nie tylko Tomasza Komendę, ale również jego brata i ojczyma. Dalszy ciąg historii Tomasza jest znany. Postać syna lokalnego biznesmena przewija się w zeznaniach kilku świadków. Obecnie w komentarzach dotyczących tragicznych zdarzeń sprzed prawie 24 lat nie mówi się o nim ani słowem. Ponoć tylko śledczy sugerują, że było sprawców więcej niż dwóch.
Co pokazują sprawy z miłoszyc i szczucina? Łączy je wiele, nie tylko przewijająca się w obu historiach dyskoteka, będącą miejscem spotkań szemranej elity, ale także podobne zachowanie lokalnej policji i prokuratury. W obu sprawach nie kierowano się ani dobrem ofiar i ich bliskich, ani tamtejszych społeczności. Chroniono prawdziwych, majętnych sprawców. Zastraszano, porywano, bito, a w skrajnych przypadkach zabijano. Dziś z całym tym „szambem” lat 90-ych najwyraźniej nikt nie chce się mierzyć. Trudno się dziwić liberałom. Przecież współczesna polska osiągnęła wiele. Niestety na liście tych osiągnięć znajduje się również wszystko to, co się wydarzyło w sprawach Małgorzaty i Iwony.
Robert
robs1980.blogspot.com