W sercu Kakumy – relacja osoby queerowej z obozu dla uchodźców

/see english version here/

W sercu Obozu dla Uchodźców Kakuma, miejsca przeznaczonego na schronienie dla uciekających przed prześladowaniami, społeczność LGBTQ+ stawia czoło przerażającym trudom. Życie tutaj nieustannie rzuca kłody pod nogi, a ciągłe wyzwania nie pozwalają ani na chwilę odetchnąć.  

Kiedy uderza choroba, nadzieja staje się jedynie odległym wspomnieniem. Osoby LGBTQ+ nie mają dostępu do niezbędnych leków, a ich prośby o pomoc trafiają w próżnię, ponieważ personel szpitalny piętnuje ich nienormatywne tożsamości. Dyskryminacja towarzyszy im na każdym kroku.

Niewielka pomoc w postaci 10 dolarów na osadę Kalobeyei, kilograma groszku łuskanego, jednego litra oleju kuchennego i zaledwie kilograma kukurydzy na cały miesiąc – tylko tyle czeka na przebywających w Kakumie. Te dostawy są brutalnym przypomnieniem ich statusu – nieudokumentowani i pomijani, uwięzieni w świecie, w którym nie mogą legalnie pracować.

UNHCR (Agencja ONZ ds. Uchodźców), organizacja mająca na celu udzielanie schronienia i wsparcia, wydaje się zapominać o swoim zobowiązaniu wobec marginalizowanej społeczności queerowej. Inne osoby otrzymują dokumenty, podczas gdy osoby LGBTQ+ pozostają wykluczone, padając ofiarą instytucjonalnej homofobii.

Jednak trudności nie kończą się na głodzie i braku dokumentacji. Obóz Kakuma jest miejscem nieopisanych okrucieństw – lesbijki padają ofiarami gwałtów, transkobiety są siłą rozbierane publicznie, a liche namioty nie dają żadnego schronienia przed atakami. Naruszane jest ich człowieczeństwo, a ich dobra są kradzione.

Podróż na targ czy do punktów wodnych staje się trudnym doświadczeniem pełnym niebezpieczeństwa i nienawiści. Niektórzy zostają zmuszani do małżeństw, których nigdy nie pragnęli, są przymuszani do rodzicielstwa, a jednocześnie pozbawieni prawa do edukacji swoich dzieci.

Namioty, które miały zapewnić schronienie, oferują niewiele bezpieczeństwa i ulgi. Są bardziej jak kruche kokony, w których ci ludzie istnieją, narażeni na wrogość zarówno ze strony społeczności goszczącej, jak i uchodźczej. Są odrzucani jako „diabły” przez tych, którzy powinni okazywać empatię.

Obóz to miejsce, w którym głód to stały towarzysz, czysta woda to luksus, a prawo do życia i miłości w wolności jest odległym marzeniem. Świat musi wysłuchać tego wołania o pomoc, bo nigdy nie jest za późno, by rzucić światło na najciemniejsze zakątki rozpaczy i niesprawiedliwości, oraz dążyć do zmiany.

W nieprzejednanych cieniach obozu, moje istnienie stało się męką dzieloną z innymi osobami queerowymi. Nasze dni były naznaczone nieustającym cierpieniem i rozpaczą. Byliśmy rozsiani po tym ponurym miejscu, narażeni na ciągłe ataki. Dla lesbijek była to przerażająca rzeczywistość gwałtu, podczas gdy osoby trans były przymusowo obnażane publicznie, poddawane okrutnemu oglądaniu przez innych. Nasze skromne domy zostały obrócone w popiół, pozostawiając nas jedynie z goryczą utraty.

Przetrwanie oznaczało posiadanie pieniędzy, aby kupić choćby kroplę wody, linę ratunkową, która często nam umykała. Leki, zwłaszcza te istotne dla nas, osób trans, były odległym marzeniem, niszczonym przez tych, którzy mieli nas chronić. Niektórzy z członków społeczności LGBTQ+ rodzą dzieci w wyniku niewypowiedzianej przemocy, a teraz te niewinne dzieci stoją w obliczu niedożywienia, a ich krzyki rozbrzmiewają w naszych koszmarach.

Najbardziej przerażające jest to, że nasze cierpienie ma miejsce pod czujnym okiem UNHCR (Agencji ONZ ds. Uchodźców). Jej przedstawiciele milczą, a ich bezczynność jest bolesnym dowodem naszej izolacji i porzucenia. Jesteśmy desperacko zdani na pomoc z zewnątrz, na odrobinę nadziei w tej mrocznej, niekończącej się nocy cierpienia.


Zbiórka na pomoc osobom queerowym w kenii