Nysa. Kto ostatni zgasi miejską latarnie?

Nie ma takiego miasta czy miasteczka, wsi, gminy i powiatu w polsce, gdzie od trzydziestu lat nie rządzi układ polityczny i biznesowy do spółki z kościołem. Nie inaczej jest w nysie położonej na śląsku opolskim blisko granicy z czechami. Nysa jest miastem w którym widać skutki transformacji i patologii stworzonej przez samorząd lokalny. Ale po kolei. Nysa przed wojną była malowniczym miastem, które wyniku działań Armii Czerwonej w 1945 roku w sporej części zostało zniszczone. Wraz ze zmianą granic polski stało się domem dla wielu repatriantów ze wschodu. Wielu z nich pracę znalazło w powstałym w 1952 roku „Zakładzie Samochodów Dostawczych”, gdzie produkowano osławione „Nyski”. Nysa była też ważnym węzłem kolejowym. PKP dawało pracę sporej części mieszkańców miasta i okolic. Upadek zaczął się wraz z transformacją. Już w latach 90-tych XX wieku zauważalny był spadek urodzeń. Zamknięcie „Polskiej Fabryki Samochodów” (następczyni peerelowskiego zakładu samochodowego sprywatyzowanego w 1994 roku) rozpoczęło proces depopulacji miasta, który trwa do dziś. W 2004 roku w nysie mieszkało 47 793 osób, a trzynaście lat później liczba mieszkańców wynosiła 44 397. Owe dane nie oddają liczby emigrantów, którzy żyją od lat na zachodzie, ale nie wymeldowali się z miejsca zamieszkania. Zatem prawdziwa ilość mieszkańców jest mniejsza od danych statystycznych.

„Jak nie jesteś kumplem ekipy rządzącej Nysą, albo specjalista z dziedziny, w której ta ekipa nie ma nikogo, to nie masz po co jechać do tego miasta. Jak na razie wygląda, że burmistrz i wielce inteligentni radni wydają (nielegalnie – o czym świadczą TRZY przegrane procesy) pieniądze na jakiś bon, z którego nie ma żadnych korzyści. Pytanie, kiedy ktoś rozliczy zarówno zarząd miasta i radnych z efektów tej działalności” – pisze jeden z mieszkańców na portalu „Nysa nasze miasto”. Opinia ta jest odzwierciedleniem stanu miasta, który trwa od lat. Władza i układ radych z lokalnymi biznesmenami tworzą środowisko wzajemnej adoracji. Przed nimi także młodzi mieszkańcy uciekają z miasta zaraz po otrzymaniu świadectwa maturalnego. Proces szybkiego wyludniania się zauważył nyski samorząd na czele z burmistrzem Kordianem Kolbiarzem. Ten protegowany Patryka Jakiego, obecnie europosła i byłego wiceministra sprawiedliwości miał pomysł na zatrzymanie młodych w nysie. Bon wychowawczy o którym pisze Artur Kowalczyk z Radia Opole: „Nyski Bon Wychowawczy to 500 zł miesięcznie na każde kolejne dziecko w wieku od 13 miesięcy do ukończenia 6. roku życia. Celem programów demograficznych jest zwiększenie liczby mieszkańców w Nysie, która spadła poniżej 45 tys. osób” został zablokowany decyzją NSA w warszawie.

Kolbiarz to „ciekawa” postać. Urodził się w 1970 roku. Absolwent politologii Uniwersytetu Opolskiego i lubelskiego KUL-u. Kierował powiatowym urzędem pracy w nysie. W 2014 roku z ramienia PO i Nowoczesnej starał się o urząd burmistrza. Wygrał zdobywając 58,6% głosów. Po zwycięstwie PiS w 2015 roku szybko przeszedł na stronę zwycięskiej partii i stał się pupilem Patryka Jakiego. W ciągu tych ośmiu lat rozbudował administrację nyskiego magistratu z 90 do 160 osób, co kosztuje 7 milionów rocznie budżet miasta. Nysa jest na skraju bankructwa z powodu demografii i wystawnego funkcjonowania urzędu miasta. W 2016 roku Kolbiarz wyszedł z inicjatywą do rady miasta przyjęcia bonu wychowawczego. Jego skutkiem miało być zatrzymanie negatywnego trendu demograficznego i promowania prorodzinnych wartości. Uchwała ws. bonu przeszła jednogłośnie przez radę, jak wszystko, co wypływało i wypływa z biura burmistrza. Dziurawy budżet miasta stał się przyczyną, dla której w pierwszej kolejności świadczenia na dzieci od gminy dostawały małżeństwa. Pomijano samotnych rodziców i tych będących w związkach nieformalnych. Ten akt niesprawiedliwości społecznej zemścił się na władzach nysy. Jedna z mieszkanek, pani Ewa, której mąż zmarł, otrzymała odmowę wypłacenia jej świadczenia na dzieci. Postanowiła zaskarżyć decyzję rady miasta do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego – WSA. W uzasadnieniu skargi powołała się na sprzeczność uchwały rady z artykułem 71 i 32 konstytucji oraz przepisami polskiego prawa nakazującymi udzielanie wsparcia w pierwszej kolejności dzieciom z rodzin niepełnych, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej i życiowej. Inne spojrzenie na tą sprawę miały władze nysy. Swoje stanowisko uzasadniały, że rodziny będące w takiej sytuacji życiowej jak pani Ewa mają już wsparcie ze strony państwa w przeróżnych aktach prawnych. Bon natomiast miał promować pełne rodziny w rozumieniu związku kobiety i mężczyzny przypieczętowane ślubem kościelnym. Panią Ewę w skardze do WSA wsparł Rzecznik Praw Obywatelskich, natomiast władze nysy dostały pomoc od fundamentalistów z Ordo Iuris. Władze nysy przegrały przed WSA w opolu, jak przed NSA w warszawie.

W uzasadnieniu wyroku WSA czytamy: „W przekonaniu Sądu, argumentacja Gminy mająca uzasadniać dokonane w Regulaminie różnicowanie rodzin jest nie tylko nieprzekonująca, ale – jak już sygnalizowano – przede wszystkim w sposób istotny narusza opisane wyżej zasady konstytucyjne. Nie można zgodzić się z organem, że przewidziane w uchwale rozwiązania prawne, które wzmacniają instytucję małżeństwa nie mają charakteru dyskryminującego i wręcz stanowią realizację zasady określonej w art. 18 Konstytucji RP. Gmina zdaje się nie dostrzegać, że w przepisie tym nie tylko małżeństwo, ale wszystkie w nim wymienione wartości, czyli także rodzina, podlegają ochronie w równym stopniu”. WSA wydało w tej sprawie aż cztery wyroki, a NSA podtrzymało decyzję niższej instancji.

 „Sukcesem w walce z demograficznym niżem będzie jego zatrzymanie” – mówił w Radiu Opole zastępca burmistrza nysy Marek Rymarz. Małe na to szanse, w nysie panuje od lat beznadzieja i brak perspektywy. Lokalni przedsiębiorcy naciskają coraz mocniej na burmistrza oraz radnych, aby zatrzymali odpływ młodych. Dorzucili się do bonusu, ale bez efektu. W trakcie jego obowiązywania nie przybyło urodzin, a pandemia koronawirusa zrobiła swoje. Jedyne, co pracuje w nysie nieprzerwanie od dwóch lat to zakłady pogrzebowe i krematoria. Mieszkańcy śmieją się po cichu z burmistrza i jego polityki rodzinnej. Mówią między sobą, że będzie musiał zatrudnić grupy przestępcze do porywania mieszkańców przebywających na zachodzie, aby nyscy przedsiębiorcy mogli dalej prowadzić interes. Prawda jest taka, że władze nysy obecne i poprzednie z SLD spokojnie patrzyły na upadek miasta. Teraz obecne władze muszą przyjąć do wiadomości, że być może Kolbiarz będzie ostatnim gaszącym miejską latarnie.

Nysa to miasto ludzi pogodzonych z losem, że będą umierać w samotności bez najbliższych przebywających zagranicą lub w innych częściach kraju. Rozumieją decyzję dzieci i wnuków. Sami zresztą zachęcają ich do wyjazdu nie tylko na zachód, ale do większych polskich miast. Jak widać po opisie sytuacji młodzi uciekają także przed lokalną władzą i stworzonym przez nią układem. Sytuacja społeczna w nysie oddaje dobrze sytuację na opolszczyźnie i w całym kraju. Choćby Patryk Jaki i Jan Kowalski krzyczeli jeszcze głośniej swoje prawicowe zaklęcia, to nie zatrzymają demograficznej katastrofy w regionie. Ponieważ jak inni prawicowi i liberalni politycy poza gadaniem swoich farmazonów nie chcą zmieniać niczego.

Robert