„Planeta jest dla każdego” – Behi Djanati Atai, aktorka, odtwórczyni roli Leili w filmie „Zielona granica”
Hejt jaki spadł na Agnieszkę Holland to studium nienawiści w wydaniu prawicy. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Można było się tego spodziewać po polskiej prawicy lubującej się w patriotycznej sztuce. Wszystko co narodowe i katolickie jest święte, nieskazitelne. Prawicowe trolle i politycy mają przez jakiś czas używanie do momentu aż zapomną o „Zielonej granicy” wybierając sobie kolejny temat. Wielu z nich nie pójdzie na film, ale się wypowie, inni pójdą do kina z gotową recenzją ponieważ nienawidzą innych, co nie myślą tak jak oni. Za tą tępą nagonką nie kryje się żadna głębsza refleksja nad tym, co w swoim filmie przekazała Holland. To oskarżenie wobec całego politycznego świata. „Zielona granica” tym, którym nie jest wszystko jedno wywołuje wstrząs, szok i rozpacz. Po obejrzeniu filmu przychodzi refleksja, dlaczego kraje z których ludzie muszą uchodzić są w takim stanie rozkładu? Czemu rządzą tam dyktatorzy i religijny fundamentalizm? Co my z tym robimy, my jako ludzie? Na pewno niewiele, albo nic. Afryka czy Azja są daleko od nas, tak jak problemy tamtejszych mieszkańców. Nikt nie chce pamiętać o czasach kolonizatorów i eksploatowania ich przez rządy państw zachodnich, co trwa zresztą do dziś. Kiedy ludzie mówią 'niech wracają do siebie’, to nie rozumieją faktu, że oni nie mają dokąd wrócić. Warto odnieść się do źródła zdarzeń na polsko – białoruskiej granicy latem i jesienią 2021 roku zanim stanie się bezmyślnie murem za polskim mundurem. Białoruś jest od trzech dekad rządzona przez „ciepłego człowieka” (według polskich władz) Aleksandra Łukaszenkę. Ten dyktator już nie raz wodził za nos władze UE i polski. Wszystkie polskie rządy po 1994 roku próbowały się dogadać z Mińskiem. Po kolejnych sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach prezydenckich (2020 rok) w teatralnym geście państwa UE nałożyły na białoruskie władze sankcje. W odpowiedzi przywódca białoruski do spółki z prezydentem rosji Władimirem Putinem zaczęli ściągać uchodźców na granicę białorusi z polską. Jak opisuje Karolina Felberg, dziennikarka oko.press: „Dla rodzin z dziećmi, starców i kobiet w zaawansowanej ciąży szlak ten wydaje się znacznie bezpieczniejszy od drogi morskiej. Nie bez kozery na niebezpieczną przeprawę przez Morze Śródziemne decydują się przede wszystkim młodzi mężczyźni. Wszak w razie wypadku i konieczności wielogodzinnego oczekiwania na morzu na pomoc humanitarną tylko oni mają jakiekolwiek szanse”. Uchodźcy nie mają pojęcia, że przejście przez granice wschodnią unii będzie wiązało się z kolejnym dramatem w ich życiu.
Film Agnieszki Holland zaczyna się niewinnie. Rodzina z syrii uciekająca przed wojną domową rozdzierającą ich kraj od ponad dekady. W samolocie tureckim lecącym do Mińska poznajemy: Aminę, jej męża Bashira, dzieci Nura, Talię i najmłodsze dziecko w wieku niemowlęcym. Towarzyszy im ojciec Bashira. Wszyscy chcą przez polskę dostać się do szwecji, gdzie mieszka krewny rodziny. Podczas lotu poznają samotnie podróżującą Leile, afgankę uciekającą przed talibami. Była tłumaczką współpracującą z polskim wojskiem (tak samo jak jej brat) w czasie okupowania kraju przez armię państw NATO. Bohaterowie filmu mają bagaż traum i nadziei na lepsze życie na zachodzie. Kiedy docierają na miejsce Amina rozmawia z bratem (mieszkającym w szwecji), który zapewnia ją o bezpiecznym przerzucie przez granicę. Zabiera się z nimi w podróż na granicę Leila. Kiedy trafiają do celu kierowca podniesionym głosem każe im zapłacić jeszcze 300 dolarów. Potem muszą pośpiesznie opuścić auto. Białoruska straż graniczna przepycha ich do polski. Na początku nie mogą uwierzyć, że są już na terenie unii. Są szczęśliwi z bycia po drugiej stronie zasieków. Potem przychodzi brutalne zderzenie z rzeczywistością. Tracą osobiste rzeczy jak nadzieję na dostanie się do lepszego świata. Towarzysząca im Leila pomaga rodzinie szukając dla nich wody i jedzenia. Będzie im towarzyszyć do jednego z kolejnych push-backów w wykonaniu polskiej straży granicznej. Potem ucieknie przed mundurowymi w głąb lasu, a wraz z nią Nur. Amina i jej najbliżsi (zmęczeni i wycieńczeni) będą nie raz nie dwa wypychani na białoruską stronę. Los syryjskiej rodziny i Leili przeplata się z losem innych uchodźców, aktywistów i aktywistek pomagającym im przeżyć w lesie. Dostarczają im nie tylko jedzenie, wodę, ale także pomoc medyczną i prawną. Są jednak bezradni wobec brutalności straży granicznej i zakazu wejścia w strefę przygraniczną objętą stanem wyjątkowym wprowadzoną przez władze dwa lata temu. Odbijani są jak piłeczki z jednej strony na drugą. Białorusini biją ich i upokarzają, a potem znowu wyrzucają na polską stronę. Niektórzy z nich nie przeżyją tego. Film jest piękny przez scenerię podlaskich lasów, poruszający przez ludzką postawę części bohaterów i wstrząsający zachowaniem policji i straży granicznej. Nie dziwie się temu, że film Holland jest solą w oku prawicy oraz władz państwa. Oczekiwali wyłącznie laurek dla siebie i straży granicznej, a dostali prawdę. Holland niczego nie ubarwia, pokazuje dramat uchodźców chcących dostać się przez zasieki się do lepszego świata. Zadaje kłam państwowej propagandzie o hordach sprawnych mężczyzn forsujących granicę. Film jest także oskarżeniem samej UE jako bezdusznej instytucji mającej łączyć ludzi a nie ich dzielić. Część państw unii robi interesy z dyktatorami Afryki i Azji (takim jak np. Erdoğan, prezydent turcji) dokładając się do nieszczęść tamtejszych mieszkańców. Firmy z krajów unii (i nie tylko) robią brudne interesy z władzami państw afrykański i azjatyckich dając im tlen w postaci pieniędzy. Dzięki czemu mogą przetrwać latami. Koło się zamyka, którego nikt nie chce przerwać. Co pokazał film „Zielona granica” stoi w kontrze do postawy polskich pograniczników i władz po tym jak wybuchła wojna ukraińsko – rosyjska w lutym ubiegłego roku. Wtedy nie było już problemu z otwarciem granicy. Teraz to się zmienia ponieważ skuteczne szczucie na ukraińców przez prawicę zrobiło swoje w umysłach części społeczeństwa.
Jest jeszcze jedno co wynika z tego filmu. Behi Djanati Atai, aktorka (filmowa Leila) w wywiadzie przeprowadzonym przez dziennikarkę „Gazety Wyborczej” zadała pytanie nam wszystkim, co by zrobili polacy w takiej sytuacji w jakiej są uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej? To ważne pytanie patrząc na to, co samą aktorkę spotkało w życiu. Uciekła z rodzicami i rodzeństwem po rewolucji religijnej w iranie w 1979 roku. Nastały tam rządy fundamentalistów religijnych trwające do dziś. My też mamy swoich fundamentalistów. Po wyborach może się zdarzyć, że spora część społeczeństwa będzie zmuszona uciec przed nimi i swoimi (fanatycznie oddanymi władzy) sąsiadami. To będzie kolejny temat na film dla Agnieszki Holland.
Robert