Betonowy las

Wchodzę do lasu.
Chociaż posadzka jest twarda, czuję się jakbym chodził nie po grobach, a po niezakopanych zwłokach.
Z każdym krokiem drzewa są coraz wyższe, a mój oddech coraz płytszy.
Prostokątne, kamienne drzewa otaczają mnie, czuję na sobie oddech zgniecionych przez nie ludzi.
Chcę pobiec, uciec od przeklętych dusz, ale nie robię tego, muszę z nimi zostać.
Nie widzę nieba, tak, jak one go nie widziały, wokół mnie są tylko drzewa, ziemia i dusze mojego rodzeństwa.
Z moich ust szeptem wydobywa się modlitwa:
„Szma Israel”- choć Izrael nie może mnie usłyszeć, został zabity.
„Adonai Eloheinu”- choć B_ga nie ma, a wkrótce nie będzie też świata.
„Adonai Ehad”- choć dobrze wiem, że nie ma ani ani trzech, ani jednego.
Osoba łapie mnie za kostkę, jedna z przeklętych.
Wstaje i patrzy na mnie pustymi oczodołami.
Dotykam jej gładkiej, betonowej twarzy i mówię.
„Kim byłaś?”
Nie odpowiada, ale widzę obrazy i dźwięki, obrazy i dźwięki, które znałam już dawne.
Mężczyźni, kobiety i ludzie tacy jak ja, stare i młode, artyści, żołnierki, bohaterowie i tchórze, wszyscy giną, zabici, by Naród mógł być wielki.
Obcy Naród, bo Naród, który Cię morduje nie może być twój.
Widzę śmierć moich ludzi i tych, z którymi nic mnie nie łączy, ale żaden z nich nie jest tym, kto złapał mnie za kostkę.
I teraz rozumiem.
Nikogo tu nie pochowano.
Osoba, która złapała mnie nigdy nie istniała, nie jako człowiek.
Nie była człowiekiem, stworzyłom ją jako sumę tysięcy ofiar, o których nie wiem prawie nic.
W lesie nie ma żadnej duszy, groby, ciała i drzewa są puste.
W lesie nie ma żadnych dusz, a we mnie jest sześć milionów.
Wychodzę z lasu.
Z pustego lasu, w którym nikogo nie pochowano.
Moje serce krwawi, przebite przez setki milionów przeklętych dusz.
Kiedy wychodzę z lasu widzę bramę.
Bramę zbudowaną z ciał przeklętych.
Dzielni ludzie zdarli farbę z bramy pokazując krew przeklętych, ale inni ją zignorowali- wiedzieli już, że tam jest.
A w bramie stoi Wielki Człowiek.
Mówi „Nigdy więcej.”, a w ręku trzymał zakrwawiony sztylet, który wyrwał z pleców przeklętego.
I widzę mojego brata, który bierze od niego sztylet i też mówi „Nigdy więcej.”
I słyszę, że bez słów mówi „A naszych wrogów wyzwoli praca.”
Upadam na kolana i krzyczę:
„Słuchaj Syjonie, morderco Izraela:
Świat jest naszym panem, poza Światem nie ma nic!
Człowiek jest jeden, a Narodu i Boga nie ma!”
Ale nie posłuchał mnie i powiedział tylko „Nigdy więcej” zabijając cały świat.


Autorką tekstu jest osoba, która zwykle podpisuje się tu jako Utopia. Napisała to po wizycie przy pomniku ofiar Holokaustu w berlinie (na zdjęciu) i Bramie Brandenburskiej. Pierwsza część, gdzie jest w „lesie” to emocjonalny opis jej pobytu w/przy samym pomniku i opisuje jej wstyd wynikający z niewiedzy na temat swojej kultury i braku więzi z wcześniejszymi pokoleniami. Druga część, gdzie stoi naprzeciw bramy opisuje jej myśli o syjonizmie i imperializmie generalnie oraz bramie brandenburskiej jako symbolowi imperializmu. Zdarcie farby z bramy odnosi się do oblania bramy brandenburskiej farbą przez Letzte Generation, które miało zwrócić uwagę na zmiany klimatyczne i udział szeroko rozumianego zachodu w nich.