Brak mieszkań, brak ludzi

Mieszkanie jest niezbywalnym prawem człowieka.

W polsce posiadanie czterech kątów dla większości społeczeństwa jest przywilejem i fetyszem, oznaką zamożności i zaradności. Brak własnościowego M wyklucza ludzi, skazuje na bezdomność. Tym „zaradnym” dziś zaczyna się obsuwać grunt pod nogami. Powodem są rosnące raty kredytu hipotecznego, efekt rosnącej inflacji. Media liberalne winią za problemy kredytobiorców mieszkaniowych, obecny rząd i prezesa NBP.

Prawdą jest, że mamy kryzys mieszkaniowy. Nie jest on wywołany wyłącznie polityką finansową rządu Mateusza Morawieckiego.

Prym od trzydziestu lat w budownictwie mieszkaniowym wiodą deweloperzy.

Prywatny rynek nieruchomości w polsce stanowi raj dla spekulantów. Już przed 2015 rokiem było dobrze widać, co może przynieść brak tanich mieszkań pod wynajem. Teraz grozi nam to, że pod mostem znajdą się nie tylko owi „niezaradni” i „roszczeniowi”.

Nikt nie łączy patologii mieszkaniowej z innym kryzysem. Demografia u nas jest zapowiedzią kolejnych społecznych klęsk i porażek. Teraz zostaje nam wyłącznie zbierać owoce trzydziestu lat złudzeń, że niewidzialna ręka wolnego rynku wszystko ureguluje. Decyzję o wyjeździe z kraju młodzi podejmują już na studiach lub wcześniej, w liceum. Jednym z czynników który może wzmóc emigrację z polski jest brak dostępu do mieszkania.

Czy rząd będzie chciał zmienić politykę wobec deweloperów? Szanse na to są znikome. Prezes PiS mówił, że będzie z nimi walczyć. Są to tylko słowa. Jarosław Kaczyński od 1991 roku walczy z układem bezskutecznie.

Według Fundacji Habitat for Humanity Poland problemy mieszkaniowe to jedne z najpoważniejszych dzisiejszych wyzwań dla Polek i Polaków, które wpływają na tak istotne decyzje życiowe jak założenie rodziny czy emigracja – czytamy na stronie bankier.pl.

W polsce 37% społeczeństwa deklaruje, że ma problemy mieszkaniowe. Sporo jak na rzekomo zaradne społeczeństwo. Niestety problemy bytowe tysięcy polaków stoją nisko w priorytetach politycznych partii. Mści się to na nas, zwykłych obywatelach i obywatelkach. Brakuje kadry w usługach publicznych. Widać to dobrze, zaczyna też powoli docierać do ludzi, że być może niedługo nie będzie nauczycieli, a szkoły z braku kadry oraz uczniów będzie trzeba zamykać i łączyć większe placówki. Tak samo szpitale i urzędy. Już na kolei brakuje maszynistów, konduktorów czy personelu technicznego PKP.

Co to jednak interesuje odrealnionych polityków, dziennikarzy czy ekonomistów?

Ważna jest naparzanka polityczna o „miecz” Chrobrego, sprawy nieistotne dla nas i propaganda gorsza od gierkowskiej. Młodzi nie są tym zainteresowani. Zarabiają mało, żyją z dnia na dzień, mają mnóstwo problemów, a przede wszystkim brak własnego kąta. W milczeniu pakują manatki i przenoszą się na zachód szukając lepszego życia. Dla władzy stanowi to jedynie smutne liczby statystyki emigracji. Oczywiście wyjazdy za pracą za Odrę i Nysę nie są już masowe jak z chwilą wejścia polski do UE w 2004 roku. Nie znaczy to, że nie ma ucieczek z kraju. Obecnie 2 miliony 239 tysięcy polskich obywateli żyje poza granicami. Nie jest to mało, zwłaszcza przy malejącej liczbie urodzin.

Bliska przyszłość jest równie niepewna, co daleka. Brak tanich mieszkań, nawet szans na budowanie ich nie zachęca młodych do posiadania dzieci.

Jest także druga strona tej patologii mieszkaniowej. Wielu młodych mieszka nadal z rodzicami, co jest powodem napięć rodzinnych. Trudno czuć się komfortowo chcąc ułożyć sobie życie z drugą połową, gdy za ścianą mieszkają rodzice. Przeludnienie jest dziś problemem społecznym w polsce. Niestety politycy i osoby mające wpływ na opinie publiczną nie chcą słyszeć o powrocie do budowania przez państwo mieszkań. Paweł Wroński, dziennikarz „Gazety Wyborczej” wyśmiał na antenie Radia Tok Fm hasło, że mieszkanie jest prawem nie towarem. Mówiąc o alternatywie wyrównywania szans dla młodych. Takie hasełka słyszymy od lat, a sytuacja mieszkaniowa wygląda tragicznie. Jest za późno na zatrzymanie zapaści mieszkaniowej oraz demograficznej. Wierzyliśmy latami w wolny rynek, który tak nam uregulował życie, że już nie będziemy mieli usług publicznych, a niedostępne dla wszystkich usługi prywatne.

Rzeczywistość nie nastraja optymistycznie, jest kwintesencją złudnych nadziei na lepsze życie, które nigdy nie nadeszło.

Robert