Temat nieustannie zastępczy

Nie ma znaczenia dla większości społeczeństwa kto i jakim sprzętem podsłuchiwał? Nie ważny jest Mareka Falenty i jego przyjaciele. To treść nagrań stanowi problem PO od momentu ujawnienia tzw. „afery taśmowej”, nie wątki poboczne. Dzięki nagraniom z 2014 roku wiemy, co myśli była i obecna władza. Bartłomiej Sienkiewicz, ówczesny szef MSWiA powiedział o polsce „Ch.., d… i kamieni kupa”, a obecny premier Mateusz Morawiecki o obywatelach, że są gotowi „zapier.. za miskę ryżu” byle tylko przeżyć. Chociaż Morawiecki wszedł w sojusz z opozycyjnym PiS, „afera taśmowa” kojarzona jest z PO.

Treść nagranych rozmów stanowi symbol (niejedyny) arogancji i buty ówcześnie rządzących. Media głównego nurtu były na ogół przychylne rządowi, rzadko krytykowały postępowania ministrów czy posłów rządzącej koalicji PO – PSL. Co do kwestii nagrań z podsłuchów opinie środowiska dziennikarskiego były podzielone. Jedni dziennikarze nie kryli oburzenia treścią nagrań, inni doszukiwali się wyłącznie roli moskwy w tej aferze. Po ponad ośmiu latach temat podsłuchów wraca. Dwa tygodnie temu w „Newsweeku” ukazał się tekst pióra Grzegorza Rzeczkowskiego o tym jak Falenta sprzedał wpierw rosjanom nagrania, a potem ujawnił je prawicowym mediom. Jakie to ma znaczenie dla dzisiejszej rzeczywistości?

Neoliberalne kręgi medialne i polityczne tłumaczą społeczeństwu po swojemu własną klęskę z przed siedmiu lat. Nie chcą przyjąć do wiadomości, że o zwycięstwie PiS w 2015 roku zdecydowała aspiracje ekonomiczne wielu obywateli nie dające się zrealizować pod rządami Platformy i Ludowców. Politycy PO i zwolennicy tej partii nie mieli pojęcia jak żyje spora część społeczeństwa. Mądrze powiedział przed laty Piotr Ikonowicz, że demokracji nie zbuduje się na pustych żołądkach. Nie było wielu takich, którzy wskazywali na wolny rynek jako drogę dojścia do władzy ugrupowań o zabarwieniu nacjonalistycznym. Po latach żyjące w swoich światach neoliberalne autorytety bredzą dalej o wspaniałym życiu w polsce z przed 2015 roku. Niczego nie nauczyły ich porażki przeciwników PiS-u w postaci KOD-u i obrońców konstytucji. Na politykach rządzącej partii nie robił wrażenia ogrom demonstracji przeciwników władzy z początku 2016 roku. To nie w dużych miastach miał PiS ulokowany elektorat, a na lekceważonej przez elity III RP prowincji. To tam należy szukać porażki Platformy Obywatelskiej, nie wyłącznie w restauracji „Sowa i przyjaciele”.

To na prowincji będzie tkwiło główne źródło klęski partii Jarosława Kaczyńskiego w przyszłorocznych wyborach do parlamentu. Demografia, covid i powikłania po nim też nie służą prawicowemu elektoratowi. PiS utrzymuje nadal w sondażach ponad 30% poparcia. Pojawiają się coraz częściej badania sondażowe, gdzie mimo pierwszego miejsca obóz Zjednoczonej Prawicy może stracić władzę. Kaczyński nie przyjmuje do wiadomości, że jego wizja polski nie jest realna. Rząd Beaty Szydło i obecny Mateusza Morawieckiego nie miał zamiaru niczego zmieniać. Sektor prywatny ma się dobrze. Jak tanich mieszkań nie było, tak nie ma. Coraz więcej młodych osób wyjeżdża na zachód mając przed oczyma bliską wizję mieszkania pod przysłowiowym mostem. Większości społeczeństwa nie interesują książki Tomasza Piątka o powiązaniach PiS z kremlem czy publicystyka Rzeczkowskiego. Bzdury wygłaszane przez „prezesa polski” podczas spotkań z „ludem” w ramach obwoźnego cyrku politycznego po regionach kraju nie przyciągają nowych wyborców. Kolejny raz mamy do czynienia z dowodami na alienację polityków. Widać dobrze po ostatnich sondażach wyborczych, że coraz więcej osób nie wie na jaką partią chce zagłosować. Trudno się temu dziwić. Widać dobrze, że obie partie PO i PiS nie są zainteresowane zmianami systemowymi, tak jak inne ugrupowania. Niedługo temat z „Newsweeka” zniknie z debaty publicznej, a pojawią się kolejne tematy zastępcze. Tak jest nieustanie od trzydziestu dwóch lat.

Robert