11 dzień listopada jest świętem niepodległości. Przypada w rocznicę zakończenia I wojny światowej (1918 rok). Tego samego dnia do Warszawy przybył z więzienia w Magdeburgu Józef Piłsudski (1867 – 1935) przejmując władzę od Rady Regencyjnej powołanej (1917 rok) przez państwa centralne niemiec oraz austro – węgier. Proces kształtowania się niepodległego państwa dopiero się zaczynał. Jest to data umowna, a 11 listopada obchodzono w II RP tylko dwa razy, w 1937 roku i 1938 roku. Przywrócono go w 1989 roku na fali przemian demokratycznych w polsce. Przywiązanie do osoby Piłsudskiego i II RP działaczy „Solidarności” nie dziwi. Władze PRL-u obrzydzały społeczeństwu międzywojenną polskę, zwalczając jakiekolwiek próby obchodzenia 11 listopada. Tępa propaganda komunistów przyczyniła się do umocnienia kultu Piłsudskiego, jednocześnie do idealizowania dwudziestolecia międzywojennego przez sporą część polaków. W tym tkwi dziś źródło braku porządnej oceny II Rzeczypospolitej. Polskie społeczeństwo nie jest gotowe przyjąć do wiadomości, że w tym kraju przed 1939 roku panowały ogromne nierówności społeczne, kościół katolicki zblatowany z władzą szerzył antysemityzm, nauczanie nie było powszechne, panował analfabetyzm większości na terenach wiejskich. Od 1926 roku panowała dyktatura Józefa Piłsudskiego, a po jego śmierci w 1935 roku obozu politycznego z nim związanego. Strajki robotnicze i chłopskie były pacyfikowane przez wojsko oraz policję. Na finiszu historii tamtej polski władze państwowe uciekły do rumunii każąc z społeczeństwu samemu się bronić przed armią Hitlera. Już o wstydliwym udziale polski w rozbiorze czechosłowacji w 1938 roku nie wspominając.
Po 1990 roku kolejne rządy uznały, że skoro wygrała wolność i panuje demokracja nie ma co odwoływać się do przeszłości jak za czasów opozycyjnych w PRL-u. Nie przywiązywano wagi do historii oraz świąt narodowych tak jak to robi obecna władza. Wszystko zmieniła 60-ta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Prezydent Warszawy Lech Kaczyński wprowadził wraz PiS-em temat polityki historycznej do debaty publicznej. Od momentu otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 roku historia stała się istotniejsza niż inne sprawy. Od kiedy władzę w 2005 roku objął PiS a prezydentem polski został Lech Kaczyński 11 listopada stał się narzędziem walki politycznej, dzielenia ludzi na prawych i nieprawych polaków. Po 2010 roku został szybko zagospodarowany przez faszystowskie środowiska. Idea Marszu Niepodległości wyszła właśnie od nich. Ten coroczny spęd nienawiści, homofobii na warszawskich ulicach pokazuje dobitnie, że prawica w ciągu dwunastu lat rozbudziła w społeczeństwie najgorsze uczucia. To nie zaczęło się od PiS-u, ale właśnie od akceptacji ze strony neoliberalnych środowisk. Warto przypomnieć tu słowa Tomasz Lisa, dziennikarskiego guru. W 2010 roku bardziej obawiał się bojówek lewicowych niż prawicowych. Pomniejszał rolę Marszu Niepodległości i zagrożenia jakie niosą hasła podczas tego marszu wygłaszane. Minęło pięć lat, do władzy doszedł PiS, a takie „autorytety” jak pan Lis rozprawiają o końcu demokracji, zapominając o tym, co mówili wcześniej. Teraz mają czego chcą. Porządek i walkę z lewactwem.
Co będzie dalej? Tego nikt nie wie. Jarosław Kaczyński podzielił organizatorów marszu, wyznaczając Roberta Bąkiewicza na lidera faszystów. To nie spodobało się reszcie współorganizatorów związanych z Konfederacją. Bąkiewicza traktują jak zdrajcę, który sprzeniewierzył narodowe idee za państwowe pieniądze. Konflikt w środowisku narodowym może go osłabić, ale ważniejszym od tego będzie stosunek młodych do marszu. Ich brak może oznaczać początek końca. Wchodzących w dorosłe życie ludzi w większości nie interesuje patriotyzm. Mają pogardliwy stosunek do kultu żołnierzy wyklętych. Stanowi to porażkę prawicowej indoktrynacji, której 11 listopada jest ważnym elementem. Święto Niepodległości przez ostatnie lata ujawniło wszystkie słabości państwa, interesowność polityków i panującą w społeczeństwie ksenofobię. Miejmy nadzieje, że w przyszłości nie będzie już Marszów Niepodległości, a gęby jego organizatorów znikną w otchłani ludzkiej niepamięci wraz z ich ideami.
Robert