Kampania wyborcza między pustostanem a cmentarzem

W niektórych regionach tematem kampanii wyborczej do samorządów były nie tylko spory ideowe czy programowe. Coraz więcej lokalnych polityków z regionów, gdzie liczba ludności szybko spada przybrało postawę zatroskanych sytuacją demograficzną. Tryskają pomysłami jak np. kandydat na prezydenta Kielc Maciej Bursztein. Widzi on nadzieje na zatrzymanie spadku liczby ludności miasta w seniorach. Właśnie z ich powodu mieliby zostać młodzi kielczanie. Ponieważ tyle będzie przy nich pracy wynikającej z opieki nad nimi, że na pewno nie będą musieli myśleć o wyjeździe. Kontrkandydat Burszteina, Marcin Stępniewski z PiS celuje w żłobki dla dzieci których rodzice płacą podatki w Kielcach. Nie są to mocne argument za zatrzymaniem młodych w stolicy województwa świętokrzyskiego. Mało kto z kielczan wierzy w realizację chociaż minimum tego, co jest obiecane przez kandydatów. Sprawa demografii stała się pierwszy raz istotną w wyborach samorządowych wielu regionach kraju. W Terespol położonym przy granicy z Białorusią spadająca liczba mieszkańców stanowi oś tamtejszej kampanii wyborczej.

„Terespol coraz bardziej się wyludnia, Obecny burmistrz przez 4 kadencje nie potrafił sobie z tym poradzić. Nie możemy liczyć na cud. Czas na czerwoną kartkę – w taki sposób przekonuje do siebie wyborców jeden z kandydatów na burmistrza Terespola, Krzysztof Maciejewicz” – możemy przeczytać na Portalu Samorządowym.pl. Nie jest to odosobniony przypadek nie tylko na terenie województwa lubelskiego, ale całej Polski. Tam największym pracodawcą jest Straż Graniczna, policja oraz drobni przedsiębiorcy. Kto nie chce służyć na granicy, gnębić ludzi lub pracować za niską pensję wyjeździe ze swojej małej ojczyzny zaraz po maturze. Tak jest od lat, ale obecnie przybiera to charakter masowy. Oczywiście wojna na Ukrainie robi swoje. Większości Polski lokalne to układy biznesowo – polityczne, gdzie rządzi przysłowiowy wójt i pleban. Tam wybory są z góry wiadome. Urzędy są z pokolenia na pokolenie dziedziczone. Kampanii prawie nie ma lub nie jest prowadzona ponieważ starsi mieszkańcy są większości przewidywalni. Skoro sołtysem wsi za PRL był np. Kowalski, a potem syn Kowalskiego, to dlaczego nie mógłby być nim jego wnuk? Tak się tworzą patologiczne układy i zależności rodem z Rzeczypospolitej szlacheckiej. Problem pojawia się, gdy liczba mieszkańców wsi spada do tego stopnia, że nie ma kim rządzić. Nie jest to jeszcze częsty przypadek, ale jest już obecny. Weźmy Lubań Śląski. Położony niedaleko granicy polsko – niemieckie należącym administracyjne do województwa dolnośląskiego (dawniej jeleniogórskiego). W Lubaniu mieszkańców jest mniej niż 20 tysięcy, co przekłada się na liczbę radnych. Do tej pory w Radzie Miasta zasiadło 21 radnych. Po decyzji wojewody dolnośląskiego podyktowane liczbą ludności zmniejszono do 15 miejsc. Jeśli idzie o wybory do rady powiatu lubańskiego traci jeden mandat na rzecz gmin otaczających miasto. Jak to w życiu bywa jest więcej chętnych do koryta niż samych koryt. Tegoroczne wybory samorządowe pokazują jak ogromne szanse i korzyści lokalnym społecznością daje spadek liczby ludności. Wielu regionach szczególnie na wsiach będą w przyszłości kruszyć się stare układy polityczne, biznesy będą upadać z braku rąk do pracy. Niech politycy i samorządowcy ignorują problem niżu demograficznego, niech dają obietnice bez pokrycia. Wiadomo od początku Polski samorządowej (1990 roku), że nigdy nie zostaną zrealizowane społeczne hasła i programy. Tanich mieszkań nie będzie przybywać, godne warunki pracy i wysokie płace to sfera marzeń w lokalnym wydaniu. Nic nie zatrzyma młodych w Kielcach, Zielonej Górze czy Opolu. Te wybory jak poprzednie są o niczym. Obietnice są wzięte z sufitu a ludzie będą musieli dalej żyć od pierwszego do pierwszego. Po ulicach małych miast, wiejskich drogach będzie hulał czy już nawet teraz hula wiatr. Polska powiatowa i gminna jest obrazem nędzy oraz rozpaczy.

Robert